Ostatnio
natknąłem się na niezwykle ciekawe pytanie, które poruszyło mą
pamięcią, przy okazji skłaniając do pewnych przemyśleń. Pytanie
brzmiało: Co było Twoim pierwszym, poważnym rozczarowaniem?
Zazwyczaj,
na tego typu pytania, szukamy odpowiedzi powierzchownych, tj.
nieudana randka, niespełniona miłość, przegrana w finale Ligi
Mistrzów ulubionej drużyny, nie taki prezent, jakiego
oczekiwaliśmy. Ja jednak postanowiłem temat ugryźć z nieco innej
perspektywy, czy to przez wzgląd na moją odmienność, czy to z
czystej satysfakcji, by raz jeszcze móc dopiec swojej rasie.
Otóż,
w moim przypadku, pierwszym, poważnym rozczarowaniem okazał się
człowiek. Z perspektywy dwudziestu kilku lat spędzonych na tym
świecie, w tym wcieleniu, stwierdzić mogę, że człowiek nie tylko
był pierwszym rozczarowaniem, człowiek był, jest i zapewne będzie
największym moim rozczarowaniem, który z kolei stanowi źródło
wszelkich innych.
W domu
wpajano mi potrzebę bycia dobrym, czynienia dobra lub raczej nie
czynienia zła innej osobie. Jako dziecko wierzyłem w świat, który
w mojej wyobraźni wykreowali rodzice. Świat, w którym ludzie są
dla siebie przyjaźni, chcą współpracować dla wspólnych
korzyści, nigdy kosztem drugiej osoby. Uczono mnie pomagać
bezinteresownie, rozumieć i współczuć. Byłem dzieckiem
beztroskim, rzec by można naiwnie szczęśliwym. Pozwalano mi
rozwijać się tak jak chciałem oraz myśleć i działać tak jak to
warunkowała moja natura. Do czasu.
Pierwsze
rozczarowanie człowiekiem przyszło w szkole, kiedy to nauczyciele
okazali się być kimś zupełnie innym, niż tego oczekiwałem. Nie
próbowali rozwijać moich umiejętności, nie słuchali moich pytań,
nie pozwalali wybiegać poza opracowany odgórnie system nauczania.
To ja miałem słuchać tego, co oni mają mi do powiedzenia,
musiałem rozumieć niebotyczne stosy bzdur, a co gorsza zaśmiecać
nimi swój umysł, który dotąd pozostawał nieskażony piętnem
zbędnych informacji. Miałem słuchać, przepisywać i powtarzać,
by następnie ku ich uciesze recytować nic nie warte regułki lub
życiorysy osób, których istnienia nawet nie byli mi w stanie
udowodnić. To rozczarowanie ma także drugie dno, które dostrzegłem
będąc już daleko poza systemem nauczania. Dlaczego tak wielką
wagę przykłada się do tego, abyśmy poznawali życiorysy królów
i dyktatorów, przebiegi wojen i wiele nieistotnych rzeczy, a nie
skupia się na zorganizowaniu umysłu młodego człowieka? Chciałbym
się uczyć o tym jak mogę sprawić, żeby świat był lepszy, jak
mogę się uleczyć, albo jak osiągnąć zamierzony cel, nie
interesuje mnie natomiast kim był Napoleon. To tak jakby ktoś
celowo próbował zaśmiecać mój umysł, a wszystko to po to tylko,
by zadowalać czyjeś niespełnione ambicje, podbijać statystyki,
którymi każdy wychowawca mógł się potem chwalić, by ostatecznie
otrzymać świstek papieru świadczący o tym, że byłem dobrą i
posłuszną papugą.
W
późniejszym czasie takich momentów rozczarowań było dużo. Zbyt
dużo. Wszystkie kręciły się jednak w okół człowieka i jego
egotycznej potrzeby udowadniania sobie samemu i wszystkim dookoła,
że to właśnie on ma racje. On, czyli ja, czyli Ty, czyli nikt.
Wszystkie rozczarowania wynikają z całkowitego niezrozumienia praw
rządzących wszechświatem, praw natury, naszego przeznaczenia i
naszej natury. Ujmując to językiem szkolnym - praca pt: "Cywilizacja
człowieka" jest, najzwyczajniej w świecie, nie na temat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz