środa, 20 kwietnia 2016

Precatio

Nie umiem dukać ich reguł, ni słuchać ślepo drążonych przykazań. Nie widzę w tym sensu, lecz jeśli rzeczywiście tego wymagasz – przepraszam.
Widziałem na ich ścianach obrazy Twojej światłości, choć przestrzegałeś by nie próbować zamykać Cię w formę, lecz jeśli rzeczywiście to zbliża Cię do nich – przepraszam.
Widziałem złotem ociekające domy, choć im mówiłeś, że Twoje królestwo nie z tego świata, lecz jeśli to czyni Cię większym – przepraszam.
Widziałem pomniki próbujące ująć Twą wielkość, które są raczej dowodem upadku i próżnej swawoli, lecz jeśli to miałeś na myśli – przepraszam.

Bywałem w świątyniach usłanych ku czci Twojej, lecz Ciebie tam nie było.
Słuchałem Twych kapłanów, mówiących jakby nie o Tobie, jakby w ogóle Cię nie znali, jakby mało kto spotkał się z Tobą.
Przypięli Ci łatki, nałożyli maski, tłumacząc Twój zamiar, chcąc pojąć Twą wielkość – zamknęli w pudełku.
A gdy im rzekłem: Daleko do Niego wam, nie znacie Go wcale. Więcej mnie o Nim uczą drzewa i ptaki, kamienie i rzeki. Więcej Go w lasach, na łąkach, śród kwiatów pachnących, niż w waszych świątyniach i księgach. Lepiej go pozna niemowlę niż mędrzec. - Śmiali się ze mnie, głupcem nazwali, pogaństwa wyznawcą.

Widzę zupełnie inaczej to wszystko, każde Twe słowo jakoby błędnie ktoś czytał, lecz za każdym razem, gdy staram się dociec, pokazać im – czuję się bratem Syzyfa.
Serce mi krzyczy, że nikt Cię nie chce już słuchać, bo każdy już zdanie ma wyrobione o Tobie. Każdy Cię jakoś nazwał, określił, zaszufladkował, przyswoił, zapomniał.

Czy w nich tkwi choroba, czyś sam tak ich splątał, że miast pojąć Twą wielkość, wciąż spory toczą o Twe imię. Serce im umysł przesłonił, a każdy się czuje Twą prawą ręką, każdy słuszności swej dowieść zamierza. Dokąd to zmierza i jaki w tym cel mam? Czyś wygnał mnie śród nich, czym na to zasłużył, czy lekcja to dla mnie, czy kara?

Ich oczy mówią o wiele więcej, niż ich frekwencje w kościołach. Zgoła odmienne sny mają ich serca, niż usta głoszą, wszystko robią na opak. Wciąż tak niewiele ich dzieli od prawdy, wciąż są tak bliscy, podobni do Ciebie, lecz póki tak krążą, ani przez moment nie dotykając Twojej światłości, póty ślepcami zostaną i nic ich nie spotka, prócz życia w niewoli.

To wszystko nie tak jest, ktoś błędnie to poskładał, zmysły postradał, przesłonił je pieniądz i zwyczajna pycha. 'Co łaska' wyznacza dziś miarę zbawienia, gdzie szukać mają zrozumienia owieczki, co pędzą gdzieś ku samozagładzie, skoro ramiona Tych, co tu mieli nieść światło w Twe imię, ku tej zagładzie ich, celowo lub całkiem przypadkiem, stanowczo prowadzą? I jeśli się mylę to wybacz po stokroć, lecz stokroć już wolę być wyrzutkiem płynącym na autorskich błędach, niż błędy próżności po innych powtarzać.

I sam już nie wiem, czy to z braku pokory, czy przez wzgląd na nią właśnie, szukam Cię w kwiatach i drzewach i potokach górskich i nie umiem Cię znaleźć w zastałych dogmatach. I sam już nie wiem, czy przez brak z Tobą łączności to wszystko, czy właśnie przez wzgląd na Twe błogosławieństwo, szukam Cię gdzie indziej niż wszyscy, z innej perspektywy.

I przyznam Ci szczerze, że wierze inaczej, tak naturalnie, bo lubię swoimi chodzić ścieżkami, czuć na własny sposób i kąpać się w takiej niewiedzy, niż wierzyć, że bałwochwalcze wyznania uczynią mnie lepszym.

Nie wiem, gdzie leży prawda, ale wiem gdzie mieszkasz – w świętych księgach Cię nie szukam, lecz na dnie własnego serca. To w nas tkwi źródło, gdzieś tam głęboko, gdzieś pod tą powłoką. To przez to staliśmy się Tobie tak bliscy i to nas z wszelakim łączy jestestwem. I choć ciężko to pojąć, gdyż ego nas trzyma w żelaznych ryzach, to czuję gdzieś tam głęboko, że to wszystko czego słuchałem, to czego uczono mnie i czym napierano, to wszystko jedynie z przypadku jest, na niby. Bo któż z tych malutkich mógł zamysł Twój pojąć. Każdy to własnym zmierzył rozumem, każdy, na swój cel, znacząco wypaczył.
I wydało swe plony jałowe ziarno, dalekie wciąż będąc od swych protoplastów. Dalekie wciąż będąc od tego, o czym prawi, czy bawi się nami celowo? Czy jest w tym jakiś zamysł, czy handel uwagą złożonym jest kłamstwem? Kto trzyma pieczę, by nieokiełznaną została moc, która w nas drzemie? Moc, która nas czyni równymi Tobie. Czy Tobie to nie w smak, czy Ci nie na rękę? Nie wierzę.

Wierzę zaś w szczere świata spełnienie, kimkolwiek jesteś, kimkolwiek jesteście – jesteśmy równi, podobni do siebie. Wy i My przez tożsame idziemy krainy. Trochę inaczej, wszak w tym jest piękno, że śród tylu różnic, łączy nas jedność.

I ogrom życia już tak nie przeraża, gdy czujesz życiem się w pełnej krasie. I nie tracisz nic, gdy tracisz wszystko i Bogiem jesteś i Jego dziedzictwem.


sobota, 16 kwietnia 2016

'Pewnego razu Chuang Tzu - wielki mistrz tao - miał sen. Śniło mu się, że jest motylem, fruwającym to tu, to tam. W trakcie snu nie był świadom swojej osobowości, był po prostu motylem. Gdy się zbudził, świadomość bycia człowiekiem powróciła.
"Czy to człowiek śnił, że jest motylem, czy motyl śni, że jest człowiekiem?" - spytał sam siebie mistrz.'

'Dwóch mężczyzn dyskutowało o fladze łopoczącej na wietrze.
- Tak na prawdę wiatr się porusza - twierdził pierwszy z nich.
- Nie, to flaga się porusza - zaprzeczał drugi mężczyzna.
Mistrz zen, który przysłuchiwał się rozmowie, w pewnej chwili przerwał im: - Ani flaga, ani wiatr się nie poruszają. To umysł się porusza.'

niedziela, 10 kwietnia 2016

Pod zieloną spoczął opoką ten, który wyrzekł się świata,
ten, który niósł grozę i zachwyt pospołu,
ten, który sztukę ze śmiercią zeswatał.

Zbratał się z ogniem,
z duchami rozprawiał,
a z ludzi uczynił podwale swej chwały.

W małych bił mieczem,
w wielkich rozumem,
równymi ich czyniąc w ramionach końca.

Od słońca pochodził,
do słońca gonił,
Wędrówkę swą miląc dźwiękami agonii.

I po nim szli wielcy,
źli do szpiku kości, lecz prości,
a każdy swój kunszt w próżności roztrwonił.

I po nim byli też tacy,
co z ludzi krew zlali jak z naczyń
i ziemię okryli szkarłatną purpurą.

Lecz nikt nie był równy,
nikt godzien nie był,
brzydoty odziać królewską szatą.

Tylko on jeden,
on jeden dumny,
zmysły postradał, na korzyść sztuki.

Nie było ręki, ni takiej mocy,
co mu tu mogła skrzyżować plany.
Pól wielki namiestnik wschodzącego słońca
i tylko Chin nie zdołał poruszyć.

Zabrała go miłość, co śmiercią się zwała,
romans ich czyniąc trwałym po wieki.
W spełnieniu wszystko mu odebrała,
wraz z ostatnim tchem i ruchem powieki.
...
Tak piękny jest umysł szaleńca,
jak daleko posuną jego zapędy.
Tak daleko człekowi jest do zwierzęcia,
jak pięknie próbuje udawać.

czwartek, 7 kwietnia 2016

"...Znajduję się w sytuacji człowieka, który stojąc na balkonie obserwuje chaotyczne i niedające się przewidzieć zachowanie tłumu zebranego z jakiejś wielkiej okazji. Jedne grupy spotykają się i łączą, inne mieszają się ze sobą, a potem rozpadają. Nagle pojawił się jakiś obiekt zainteresowania i cały tłum zaczyna zmierzać w jednym kierunku tylko po to, żeby za chwilę znowu się rozpełznąć. Jakiś mówca gromadzi na moment garstkę słuchaczy. Tu i tak konflikty polityczne i personalne stają się zaczynem tumultu. A potem następuje rzeź i zniszczenie, choć okresami pojawiają się również zdrowy rozsądek i twórcze działanie."

Sir Olaf Caroe