Nie umiem
dukać ich reguł, ni słuchać ślepo drążonych przykazań. Nie
widzę w tym sensu, lecz jeśli rzeczywiście tego wymagasz –
przepraszam.
Widziałem
na ich ścianach obrazy Twojej światłości, choć przestrzegałeś
by nie próbować zamykać Cię w formę, lecz jeśli rzeczywiście
to zbliża Cię do nich – przepraszam.
Widziałem
złotem ociekające domy, choć im mówiłeś, że Twoje królestwo
nie z tego świata, lecz jeśli to czyni Cię większym –
przepraszam.
Widziałem
pomniki próbujące ująć Twą wielkość, które są raczej dowodem
upadku i próżnej swawoli, lecz jeśli to miałeś na myśli –
przepraszam.
Bywałem w
świątyniach usłanych ku czci Twojej, lecz Ciebie tam nie było.
Słuchałem
Twych kapłanów, mówiących jakby nie o Tobie, jakby w ogóle Cię
nie znali, jakby mało kto spotkał się z Tobą.
Przypięli
Ci łatki, nałożyli maski, tłumacząc Twój zamiar, chcąc pojąć
Twą wielkość – zamknęli w pudełku.
A gdy im
rzekłem: Daleko do Niego wam, nie znacie Go wcale. Więcej mnie o
Nim uczą drzewa i ptaki, kamienie i rzeki. Więcej Go w lasach, na
łąkach, śród kwiatów pachnących, niż w waszych świątyniach i
księgach. Lepiej go pozna niemowlę niż mędrzec. - Śmiali się
ze mnie, głupcem nazwali, pogaństwa wyznawcą.
Widzę
zupełnie inaczej to wszystko, każde Twe słowo jakoby błędnie
ktoś czytał, lecz za każdym razem, gdy staram się dociec, pokazać
im – czuję się bratem Syzyfa.
Serce mi
krzyczy, że nikt Cię nie chce już słuchać, bo każdy już zdanie
ma wyrobione o Tobie. Każdy Cię jakoś nazwał, określił,
zaszufladkował, przyswoił, zapomniał.
Czy w nich
tkwi choroba, czyś sam tak ich splątał, że miast pojąć Twą
wielkość, wciąż spory toczą o Twe imię. Serce im umysł
przesłonił, a każdy się czuje Twą prawą ręką, każdy
słuszności swej dowieść zamierza. Dokąd to zmierza i jaki w tym
cel mam? Czyś wygnał mnie śród nich, czym na to zasłużył, czy
lekcja to dla mnie, czy kara?
Ich oczy
mówią o wiele więcej, niż ich frekwencje w kościołach. Zgoła
odmienne sny mają ich serca, niż usta głoszą, wszystko robią na
opak. Wciąż tak niewiele ich dzieli od prawdy, wciąż są tak
bliscy, podobni do Ciebie, lecz póki tak krążą, ani przez moment
nie dotykając Twojej światłości, póty ślepcami zostaną i nic
ich nie spotka, prócz życia w niewoli.
To
wszystko nie tak jest, ktoś błędnie to poskładał, zmysły
postradał, przesłonił je pieniądz i zwyczajna pycha. 'Co łaska' wyznacza dziś miarę zbawienia, gdzie szukać mają zrozumienia owieczki, co pędzą gdzieś ku samozagładzie, skoro ramiona Tych, co
tu mieli nieść światło w Twe imię, ku tej zagładzie ich, celowo
lub całkiem przypadkiem, stanowczo prowadzą? I jeśli się mylę to
wybacz po stokroć, lecz stokroć już wolę być wyrzutkiem płynącym
na autorskich błędach, niż błędy próżności po innych
powtarzać.
I sam już
nie wiem, czy to z braku pokory, czy przez wzgląd na nią właśnie,
szukam Cię w kwiatach i drzewach i potokach górskich i nie umiem
Cię znaleźć w zastałych dogmatach. I sam już nie wiem, czy przez
brak z Tobą łączności to wszystko, czy właśnie przez wzgląd na
Twe błogosławieństwo, szukam Cię gdzie indziej niż wszyscy, z innej perspektywy.
I przyznam
Ci szczerze, że wierze inaczej, tak naturalnie, bo lubię swoimi
chodzić ścieżkami, czuć na własny sposób i kąpać się w
takiej niewiedzy, niż wierzyć, że bałwochwalcze wyznania uczynią
mnie lepszym.
Nie wiem,
gdzie leży prawda, ale wiem gdzie mieszkasz – w świętych
księgach Cię nie szukam, lecz na dnie własnego serca. To w nas
tkwi źródło, gdzieś tam głęboko, gdzieś pod tą powłoką. To
przez to staliśmy się Tobie tak bliscy i to nas z wszelakim łączy
jestestwem. I choć ciężko to pojąć, gdyż ego nas trzyma w
żelaznych ryzach, to czuję gdzieś tam głęboko, że to wszystko
czego słuchałem, to czego uczono mnie i czym napierano, to wszystko
jedynie z przypadku jest, na niby. Bo któż
z tych malutkich mógł zamysł Twój pojąć. Każdy to własnym
zmierzył rozumem, każdy, na swój cel, znacząco wypaczył.
I wydało swe plony jałowe ziarno, dalekie wciąż będąc od swych protoplastów. Dalekie wciąż będąc od tego, o czym prawi, czy bawi się nami celowo? Czy jest w tym jakiś zamysł, czy handel uwagą złożonym jest kłamstwem? Kto trzyma pieczę, by nieokiełznaną została moc, która w nas drzemie? Moc, która nas czyni równymi Tobie. Czy Tobie to nie w smak, czy Ci nie na rękę? Nie wierzę.
I wydało swe plony jałowe ziarno, dalekie wciąż będąc od swych protoplastów. Dalekie wciąż będąc od tego, o czym prawi, czy bawi się nami celowo? Czy jest w tym jakiś zamysł, czy handel uwagą złożonym jest kłamstwem? Kto trzyma pieczę, by nieokiełznaną została moc, która w nas drzemie? Moc, która nas czyni równymi Tobie. Czy Tobie to nie w smak, czy Ci nie na rękę? Nie wierzę.
Wierzę
zaś w szczere świata spełnienie, kimkolwiek jesteś, kimkolwiek
jesteście – jesteśmy równi, podobni do siebie. Wy i My przez
tożsame idziemy krainy. Trochę inaczej, wszak w tym jest piękno,
że śród tylu różnic, łączy nas jedność.
I ogrom
życia już tak nie przeraża, gdy czujesz życiem się w pełnej
krasie. I nie tracisz nic, gdy tracisz wszystko i Bogiem jesteś i
Jego dziedzictwem.